ARMENIA – co warto zobaczyć?
—
NORAVANK
Noravank to miejsce, które każdy kto był w Armenii zna. Może nie każdy tam był, ale na pewno czytał o tym miejscu w przewodniku, zobaczył gdzieś w Erywaniu zdjęcie, albo słyszał od kogoś, że trzeba tam pojechać! Bo trzeba. Fakt, że jest to miejsce z tych z listy ‘must see’, ale zdecydowanie nie dociera tam każdy turysta, który odwiedza Armenię. Zapewne z powodu, iż jest to już poza ścisłymi okolicami Erywania, które zwiedza się najczęściej.
Noravank znajduje się ponad 2 godziny jazdy samochodem od stolicy. Droga prowadząca do monastyru Noravank jest raczej dobra – pierwsza cześć zdecydowanie dobra, ta druga nie najgorsza. Jest za to dosyć wymagająca bo prowadzi przez góry, a góry w Armenii są konkretne 🙂 Nie raz mi się zdarzyło, że silnik busa się na zagrzał, ze względu na gorąco, strome podjazdy, załadowanie i zapewne inne istotne detale techniczne, o których nie mam pojęcia. Ale przecież droga górska ma swoje oczywiste plusy, jakimi są przede wszystkim widoki. A widoki na trasie do Noravanku są! I są to widoki – jak to się jeszcze kilka lat temu mówiło – epickie. Teraz pewnie trzeba by powiedzieć ‘sztosowe‘. Nieważne jest tu natomiast określenie jakiego użyjemy, bo dyskutować z tym po prostu się nie da – jest niepowtarzalnie pięknie!
Im dalej od Erywania, a bliżej Noravanku to zaczynają się pojawiać piękne góry o odcieniu żółtawym i pomarańczowym. Góry te nie są porośnięte lasami tylko łąką. Powoduje to, że w zależności od tego, o jakiej porze roku podróżujemy, to widoki są różne. Wiosną i wczesnym latem soczysta zieleń trawy – tak intensywna, że aż trudno uwierzyć, że naturalna. Zawsze powtarzam, że gdybym tego nie widziała na własne oczy i sama nie robiła zdjęć, to nie uwierzyłabym, że są one bez Photoshopa (zresztą to akurat mówię w wielu miejscach podczas podróży po Kaukazie ;)). Właśnie wiosna i wczesnym latem ta zieleń przepięknie kontrastuje z jaskrawymi pomarańczowymi barwami skał i urwisk. Z kolei w pełni lata i jesienią trawa jest wypalona intensywnym słońcem i kolor skał niemalże zlewa się z żółtymi i beżowymi kolorami traw. I naprawdę, za każdym razem trasa z Erywania do Noravanku wygląda inaczej, ale zawsze tak samo zachwycająco.
Ale przejdźmy do samego monastyru Noravank. Jest to miejsce, którego historia jest długa i zawiła, tak jak historia całej Armenii. To co możemy dzisiaj podziwiać pochodzi głównie z XIII wieku. Tak jak wspominałam we wcześniejszym wpisie, nie będę się tu mocno skupiać na samej historii miejsc, bo bez problemu można je znaleźć w wielu przewodnikach. Dlaczego warto przemierzyć te 120 km z Erywania, żeby zobaczyć Noravank?
Miejsce jest po prostu bajkowe – kolory, położenie, architektura. Monastyr Noravank jest zbudowany na wzgórzu nad kanionem, który ma długość około 8 km. Te 8 kilometrów to odcinek, który pokonujemy, kiedy zjeżdżamy z głównej trasy i jedziemy już wąską drogą bezpośrednio do monastyru. Jedzie się wtedy kanionem wzdłuż rzeki, pomiędzy wysokimi czerwonymi skałami. Nieważne czy jedziemy w słoneczny czy w pochmurny dzień – aura tajemniczości tego miejsca daje się odczuć automatycznie jak tylko zjedziemy z głównej trasy. To jest 10 – 15 minut jazdy pełnej zachwytu i niedowierzania. Nie wiem jak to określić, ale jak się jest tam pierwszy raz, to człowiek jest bardzo zaskoczony tym co widzi. Zapewne dlatego, że choć i wcześniejsza trasa była piękna, to w żaden sposób nie podobna do tej – jakby ukrytej i tajemniczej. Przy skręcie na Noravank z głównej drogi nic nie zapowiada tego, co potem się widzi. Jest to cudowne uczucie, które chyba się pamięta na długo. Ja przynajmniej pamiętam. Pod koniec jazdy kanionem, widzimy na górze świątynie otoczone murem – to właśnie monastyr Noravank. Nie rzuca się on bardzo w oczy, ponieważ cały zbudowany jest z czerwonej skały, która obecna jest wszędzie dookoła.
Poza bezdyskusyjnymi walorami naturalnymi tego miejsca, to co sprawia, że jest to miejsce wyjątkowe, to architektura. Nie jest tajemnicą, że świątynie w Armenii są do siebie bardzo podobne. Jest to kwestia kanonu, który od wieków obowiązuje w Kościele Ormiańskim i za bardzo się z nim nie eksperymentuje. Jeżeli chodzi o Noravank, to główne zasady kanonu budowy świątyń zostały zachowane, natomiast całość znacząco różni się od wszystkich innych miejsc w Armenii. Dwie świątynie odznaczają się pięknymi, oryginalnymi i zachowanymi z czasów powstania fasadami. Są to ciekawe i misterne płaskorzeźby oraz ciekawe rozwiązanie architektoniczne w jednej ze świątyń – dwa poziomy i charakterystyczne wąskie schodki prowadzące na piętro. Po prostu majstersztyk! W połączeniu z tym co mamy dookoła – brak jakichkolwiek domów, góry, rzeka, te kolory – nie można się nie zachwycić. Fakt, że zazwyczaj jest tam sporo ludzi – zarówno turystów jak i Ormian, którzy też chętnie odwiedzają to miejsce. Ale to w zasadzie nie przeszkadza i warto tam pojechać. Dookoła jest taka przestrzeń, że wystarczy się trochę oddalić i już można cieszyć się tym wszystkim w ciszy i spokoju. Tym bardziej, że monastyr Noravank może być wisienką na torcie wyjazdu, albo jak kto woli – pretekstem, że wybrać się w górską wędrówkę po okolicy, albo emocjonujący off-road. Oczywiście jak się ma odpowiedni samochód. A okolica jest naprawdę bardzo kusząca do tego typu aktywności.
Po wszystkim można sobie na spokojnie usiąść w restauracji, która jest umieszczona po części w naturalnej jaskini (po lewej stronie, przed wyjazdem na główną trasę). Jest to świetne miejsce prowadzone przed cudownych ludzi z przepysznym domowym jedzeniem. Nie ma tam dużego menu – zwykłe proste, domowe, ormiańskie jedzenie i pyszne domowe wino. Najlepiej! W tym roku restauracja była nieczynna ze względu na sprawy związane z biurokracją. Na szczęście mając numer do właściciela można było zjeść u niego w domu, uprzedzając wcześniej, że się przyjedzie. Sama nie wiem czy obiad w ogródku przy jego rodzinnym domu, gdzie nie każdy mógł trafić z ulicy, nie był jeszcze fajniejszym doświadczeniem niż obiad w jaskini. W tym roku z naszymi grupami jedliśmy tam właśnie tak – totalnie swojsko i w rodzinnej atmosferze. Jest co wspominać. A w przyszłym roku restauracja powinna działać już normalnie.
Jest też godne polecenia miejsce, gdzie można spróbować dobrego ormiańskiego wina. Restauracja i winiarnia, która znajduje się po prawej stronie przed wyjazdem na główną trasę – w zasadzie naprzeciw jaskini, o której pisałam. Wybór wina mają naprawdę spory, a i opowiedzieć o tych winach mogą, jak ktoś byłby zainteresowany. Oczywiście zjeść tam też można i to całkiem smacznie.
Pewnie ci którzy w Noravanku byli pomyślą, że jest też przecież Areni, do którego warto zajrzeć. Areni to miejscowość, którą się przejeżdża jadąc do monastyru Noravank. Jest to małe miasteczko, które w Armenii słynie z wina. Ja postanowiłam poświęcić temu miejscu osobny wpis, bo jest o czym mówić.
Podsumowując, Noravank powinien koniecznie się znaleźć na Waszej liście podczas wizyty w Armenii. Monastyr, otoczenie, ale też sama droga do Noravanku Was totalnie zachwyci. Nie będziecie żałować! A poza tym, trzeba tam pojechać, żeby… pojechać później jeszcze dalej w głąb Armenii 😉
Kopiowanie zdjęć bez zgody autora jest zabronione. Autor: Anna Sabouri